Benita i Marcin to, można już tak powiedzieć, moi starzy dobrzy znajomi:)
Poznaliśmy się w grudniu 2006, kiedy brali ślub.
Latem spotkaliśmy się na sesji spacerowej z ich suczką Sarką i jej przyjacielem Pepperem.
W listopadzie - kilka zdjęć w oczekiwaniu na Szymka.
No i w końcu poznałam Szymka:)
poniedziałek, 25 lutego 2008
czwartek, 14 lutego 2008
Iwona i Jarek
Jarek pierwszy raz zobaczył Iwonę, kiedy przyszła do jego klubu bilardowego.. spojrzał na nią i stało się:) I tak uczucie zrodzone na sali bilardowej zaprowadziło ich przed stolik urzędnika USC w warszawskim ratuszu.
Naturalnym więc pomysłem była sesja ślubna właśnie w klubie Jarka.
Spotkaliśmy się tam wcześniej, żeby obejrzeć salę pod kątem robienia zdjęć .. i choć bardzo lubię improwizować i wykorzystywać warunki zastane - pomyślałam - "będzie ciężko". Fajne, klimatyczne światło nad stołami.. ale trochę go mało. Przydałoby się jakieś delikatne doświetlenie, które jednocześnie nie zabiłoby klimatu.
I nagle przyszło olśnienie! Lampka yervantowa! Czyli takie małe cudo na kiju, którym Mistrz Yervant doświetla swoje plenery.
Ale okazało się, ze zorganizowanie i zgranie wszystkiego nie jest wcale takie proste.
Tak więc chciałam podziękować wszystkim, dzięki którym ten plener doszedł do skutku :-)
Yervantowi - za wymyślenie idei lampki yervantowej i jej inspirujące wcielanie w czyn
Michałowi Zagórnemu - za pożyczenie lampki yervantowej
Julce - za to, ze podrzuciła mi michałową lampkę yervantową
Adamowi Trzcionce - za twórcze i wytrwałe świecenie lampką yervantową
Niedźwiedziowi - za pożyczenie Nikona D3 (który robi zdjęcia po ciemku, śpiewa tańczy przytupuje:), oraz za to, że woził mnie, Adama i lampkę yervantową swoją wypasioną bryką
Ani, żonie Niedźwiedzia - za cierpliwość i wyrozumiałość ;)
Adam załapał się do tego na zdjęcia w USC. Ale już go więcej nie zabieram, bo potem okazuje się, ze wszystkie najlepsze kadry są jego! Tak więc koniec, over, finito, sfirsit!
I sami sobie zgadujcie które czyje;)
(Ale to z jednym okiem moje:-)
Po USC był czas na plener. Niespełna godzina - trochę krótko - ale dało radę:) Tym bardziej, że Iwona potrzebowała ledwie kilku sekund, by przeobrazić się w gwiazdę filmową lat czterdziestych.
A Adam zajął się głównie świeceniem i w końcu mogłam się wykazać.
Po plenerze czas na zabawę w Hotelu Bristol:
Naturalnym więc pomysłem była sesja ślubna właśnie w klubie Jarka.
Spotkaliśmy się tam wcześniej, żeby obejrzeć salę pod kątem robienia zdjęć .. i choć bardzo lubię improwizować i wykorzystywać warunki zastane - pomyślałam - "będzie ciężko". Fajne, klimatyczne światło nad stołami.. ale trochę go mało. Przydałoby się jakieś delikatne doświetlenie, które jednocześnie nie zabiłoby klimatu.
I nagle przyszło olśnienie! Lampka yervantowa! Czyli takie małe cudo na kiju, którym Mistrz Yervant doświetla swoje plenery.
Ale okazało się, ze zorganizowanie i zgranie wszystkiego nie jest wcale takie proste.
Tak więc chciałam podziękować wszystkim, dzięki którym ten plener doszedł do skutku :-)
Yervantowi - za wymyślenie idei lampki yervantowej i jej inspirujące wcielanie w czyn
Michałowi Zagórnemu - za pożyczenie lampki yervantowej
Julce - za to, ze podrzuciła mi michałową lampkę yervantową
Adamowi Trzcionce - za twórcze i wytrwałe świecenie lampką yervantową
Niedźwiedziowi - za pożyczenie Nikona D3 (który robi zdjęcia po ciemku, śpiewa tańczy przytupuje:), oraz za to, że woził mnie, Adama i lampkę yervantową swoją wypasioną bryką
Ani, żonie Niedźwiedzia - za cierpliwość i wyrozumiałość ;)
Adam załapał się do tego na zdjęcia w USC. Ale już go więcej nie zabieram, bo potem okazuje się, ze wszystkie najlepsze kadry są jego! Tak więc koniec, over, finito, sfirsit!
I sami sobie zgadujcie które czyje;)
(Ale to z jednym okiem moje:-)
Po USC był czas na plener. Niespełna godzina - trochę krótko - ale dało radę:) Tym bardziej, że Iwona potrzebowała ledwie kilku sekund, by przeobrazić się w gwiazdę filmową lat czterdziestych.
A Adam zajął się głównie świeceniem i w końcu mogłam się wykazać.
Po plenerze czas na zabawę w Hotelu Bristol:
wtorek, 12 lutego 2008
Kasia
Kasia wymyśliła sobie, że sprawi oryginalny prezent gwiazdkowy swojemu mężowi. W tym celu zgłosiła się do mnie.
Tylko, że jakoś nie udawało się nam umówić - i tak z prezentu gwiazdkowego, zrobił się walentynkowy.
Myślicie, że mu się spodoba?;-)
Tylko, że jakoś nie udawało się nam umówić - i tak z prezentu gwiazdkowego, zrobił się walentynkowy.
Myślicie, że mu się spodoba?;-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)